Przyszedł czas, aby podzielić się z Wami wrażeniami z ostatniego odcinka 5A. Jestem bardzo szczęśliwa, że akurat mnie przypadło napisanie tego.
W związku z tym, że był to ostatni odcinek z 5A- musiał być spektakularny. I na prawdę był.
Zacznijmy od naszej Alison...
Ta to dopiero ma tupet! Mądra, lojalna, godna podziwu i współczująca? Widać, że nie bez powodu wybrała Spencer, Emily, Hannę i Arię do swojej paczki. A one biedne myślały, że są takie wyjątkowe... Na dodatek teraz znalazła sobie kolejne kozły ofiarne do złudzenia przypominające Kłamczuchy. I jeszcze Cindy i Mindy? Co ona kombinuje?
Wygląda na to, że przygotowania do świąt idą pełną parą! Dom Fields'ów aż ugina się pod ciężarem tych wszystkich dekoracji. Szkoda tylko, że w szopce coś brakuje prawdziwego Jezusa...
Mona dogaduje się z Kłamczuchami? To mi się podoba! Nareszcie mają szansę dopiec Ali. Ale czy na pewno?
Oj Spencer, coś ty narobiła? Ale zaraz... Przecież ty nic nie zrobiłaś. W takim razie dlaczego nosisz kajdanki i pewnie niedługo zobaczymy cię w pomarańczowym kombinezonie? Czy to ma coś wspólnego z Radley, udawaniem pielęgniarek z Moną albo "pożyczeniem" kartoteki Bethany? Nie! Przecież to ty zabiłaś Bethany Young, prawda?
Czyżby Mona odkryła tożsamość "A"? Wygląda na to, że tak. Według jej teorii naszym kochanym antagonistą jest... Alison!
Niestety nie zdążyła podzielić się dowodami z Arią, bo ktoś włamał się do jej domu. Tym kimś jest osoba w blond włosach. Czy może być to Alison? 'Przegrałaś Alison, ja wygrałam."- to jej ostatnie słowa. Dlaczego? Bo postać w czarnej bluzie i blond włosach no cóż... pozbyła się jej.
Prawdę mówiąc, to spodziewałam się, że to Mona zginie, jednak i tak nadal jest mi bardzo smutno. Naprawdę lubiłam tę postać.
Jak na samym końcu była pokazana martwa Mona w bagażniku "A" i było zbliżenie na jej oko, to prawdę mówiąc miałam wielką nadzieję, że mrugnie. Nie wiem dlaczego.
Więc wielki finał już za nami. Wcale mi się to nie podoba, taka długa przerwa to będzie męczarnia. No, ale cóż trzeba to będzie jakoś przeboleć. Co Wy sądzicie o tym odcinku? Podobał Wam się, zrobił na Was duże wrażenie? Cieszycie się, że to akurat Mona umarła, czy wręcz przeciwnie, jesteście zawiedzeni tak jak ja? Czekam na wasze przemyślenia.
/Ash
Mógł umrzeć ktokolwiek tylko nie Mona! :(
OdpowiedzUsuńdlaczego nie napisałaś o Ezrii?
OdpowiedzUsuńmieli bardzo fajne sceny
Masz rację, przepraszam :). Jutro wszystko poprawię ;).
UsuńNie wiem od czego zacząć, bo mam dużo do napisania :D Po pierwsze ubóstwiam Twój styl pisania, bardzo miło się czyta :), a niestety to rzadkość na blogach o pll. Poza tym nie jesteś hipokrytką i nie rzucasz słowami takimi jak rzygam... (spoby, haleb itd.) za to też duży plus :D ja też już nie mogę się doczekać się następnych odcinków, ale mam nadzieję, że reżyserzy nam to zrekompensują :) Smutno mi z powodu Mony, wolałabym, żeby umarł ktoś inny, chociaż z drugiej strony cieszę się, że to nie był jakiś przystojniak :D Też jestem ciekawa co kombinuje Alison, ale sądzę, że to nie ona zabiła Monę, ale była na miejscu zbrodni :p
OdpowiedzUsuńBlacky
Jeju, dziękuję bardzo za miłe słowa! Co do Alison to także wydaje mi się, że to nie ona zabiła Monę- to by było zbyt proste.
Usuń